Pod Mnicha dotarliśmy z zamiarem na Sprężynę, niestety deszcz zmusił nas do zmiany planów. Przeczekaliśmy dwie godz, trochę się przejaśniło i uderzyliśmy na Orłowskiego. Generalnie było mokro i nie banalnie, szczególnie dla Łukasza, któremu przypadł do poprowadzenia mokry kominek, wiec tatrzański chrzest zainicjował po katolicku ;) Płynąca rysa na pierwszym wyciągu, nieoczekiwanie zmusiła Maćka do zainstalowania aż 3 przelotów:) Ostatni wyciąg prowadziłem już w deszczu, ale po klamach i bardzo przyjemnie na pik. RP bo Maciek już ja robił wcześniej. Pouczająca droga. Polecam!